Piotr Kraśko dla "Gazety Wyborczej": Czujemy się na wylocie. Jak miałaby wyglądać ta moja weryfikacja?
Agnieszka Kublik: 31 grudnia, kiedy Senat bez poprawek przyjął nowelizację ustawy medialnej, szefowie TVP 1, TVP 2, TVP Kultura, TVP Info i kadr podali się do dymisji. Też o tym myślałeś?
Piotr Kraśko: Zastanawiałem się nad tym. Ale mamy codzienną pracę do wykonania i powinniśmy ją wykonywać najlepiej jak potrafimy. To byłby z mojej strony brak odpowiedzialności, gdybym po prostu zostawił zespół. To jest najwspanialsza grupa ludzi z jaką kiedykolwiek pracowałem w telewizji, a mówię to po 25 latach pracy w TVP. Nigdy mnie nie zawiedli, ciężko pracowali i starali się być coraz lepsi. Miałbym im powiedzieć teraz - radźcie sobie sami? Dopóki możemy przygotowywać nasz program tak jak wierzymy, że powinien wyglądać powinniśmy to robić.
Każdy, kto pracuje dość długo w TVP, ma pełną świadomość tego, że może w niej pracować jeszcze dziesięć lat, albo dziesięć dni, a może dziesięć godzin. Jest takie amerykańskie powiedzenie "dziennikarza nie ocenia się po tym, jak świetny artykuł napisał dziesięć lat temu, ale jaki napisał dziś, najdalej wczoraj". I zawsze każdą rzecz powinno się robić z takim przekonaniem jakby była tą, po której będziemy zapamiętani.
30 grudnia żegnałeś z widzami, jakby to miały być twoje ostatnie „Wiadomości”.
- Dodam jednak dla porządku, że to było pożegnanie w cudzysłowie. Pewnie bym tego nie powiedział, gdyby to nie był koniec roku i okazja do złożenia życzeń. No i mówiłem z uśmiechem na twarzy.
Beata Tadla i Diana Rudnik też robiły na antenie aluzje, że to ich ostatni dzień pracy w TVP. Czujecie się na wylocie?
- To raczej oczywiste, po tym co zostało już powiedziane. Nie ma chyba powodu sądzić, że tylu polityków jest niepoważnych i dla żartu mówi to, co mówi.
Np. Marek Suski z PiS podczas sejmowej debaty o mediach: „Głównym celem zmian jest ucywilizowanie sytuacji w mediach publicznych, które obecnie są tubą byłej partii rządzącej, kwaterą kłamstwa i siedliskiem resortowych dzieci i nominatów politycznych".
- Nie można pracując w programie informacyjnym telewizji publicznej obrażać się, reagować zbyt emocjonalnie i dawać prowokować. Zarzut, który zacytowałaś uważam za zupełnie nieprawdziwy, ale tak samo nie wydaje mi się kusząca polemika ze stylem w jakim został wypowiedziany. Czasem sposób, w jaki kogoś się pomawia więcej mówi o pomawiającym niż pomawianym
Ty dla niepokornych jesteś „zamachowiec” na rząd PiS. „wSieci” na okładce dało twoje zdjęcie w mundurze generała z podpisem „medialny zamach stanu”.
- Mówienie o dzisiejszych programach informacyjnych, że kłamią i manipulują na skalę niespotykaną od stanu wojennego jest po pierwsze obraźliwe wobec ludzi, którzy naprawdę wycierpieli się w czasie stanu wojennego i dowodzi nieznajomości nie tak odległej historii. To po prostu absurdalny zarzut. To był ten pierwszy raz kiedy uznałem, że przekroczona została granica mówienia nieprawdy. I zdecydowałem o złożeniu pozwu. Co ciekawe, zgłosiło się do mnie wiele kancelarii prawnych z chęcią bezpłatnego reprezentowania mnie w tej sprawie. I w "Wiadomościach" wszyscy byli jednomyślni - wszyscy uważali, że tym razem proces jest stosowny. Wymieszanie kuriozalnych oskarżeń o "waleniu na oślep w rząd i prezydenta", o "medialnym zamach stanu" i ubranie tego w mundur ze stanu wojennego było przekroczeniem wszystkiego, co czytałem, czy słyszałem wcześniej.
Najnowszy projekt noweli ustawy medialnej zakłada, że wszyscy dziennikarze TVP zostaną zwolnieni, a potem poddani weryfikacji. Poddasz się takiej weryfikacji?
- To bardzo teoretyczne pytanie w moim wypadku. Rozumiem, że każde władze telewizji mogą wybrać, kogo zatrudniają. Ale ja bym się niezręcznie czuł w tej sytuacji. Pomysł zwolnienia wszystkich ludzi w telewizji i zatrudnienia części od nowa na nie znanych jeszcze podstawach, wydaje mi się niezrozumiały. Trudno powiedzieć, jak miałaby wyglądać ta moja weryfikacja? Miałbym przynieść swoje materiały, które robiłem? Te z Watykanu, z huraganu Katrina, czy Libanu i Iraku? I z kim byśmy je oceniali?
Tak, np. te które robiłeś 10 kwietnia 2010 r., a byłeś wtedy w Smoleńsku. I te, które potem robiłeś o katastrofie smoleńskiej. Mówiłeś kiedyś coś np. o sztucznej mgle, dowodach na zamach, wybuch?
- Nie, nie mówiłem.
Krzysztof Czabański wskazuje cię jako tego „złego”. Mówił: „Wyborcy informowali mnie, że mają już dosyć Tomasza Lisa, Beaty Tadli oraz Piotra Kraski. Nazwali ich funkcjonariuszami władzy. Ci dziennikarze znikną z ekranu. To moje zobowiązanie wyborcze”. Czym sobie na to zasłużyłeś?
- Tym, że jestem szefem "Wiadomości". Przez prawie cztery lata.
Widzisz swoje miejsce w tej nowej, narodowej telewizji, rządzonej przez Jacka Kurskiego?
- Trudne pytanie. Nie wiem, jaka będzie telewizja po zmianach, które nadejdą.
Poseł Krystyna Pawłowicz wie. Pisze wprost, że to będzie telewizja rządowa, że to władza wskaże osoby, przez które będzie informować o tym, co robi. To oczywiste, że to nie będzie rzetelne, obiektywne dziennikarstwo, skoro ma mówić w imieniu władzy.
- Mogę mieć wiele swoich przeczuć, ale kiedy rozmawiamy jestem jeszcze szefem tego serwisu i nie bardzo widzę stosowność ogłaszania światu moich przeczuć. Wolę fakty. Zaskoczył mnie przebieg debaty sejmowej o mediach. Posłanka PiS Barbara Bubula, współautorka tzw. małej nowelizacji ustawy medialnej, analizowała nasz program. Rozumiem, że się do tego dobrze przygotowała, to był dla niej ważny moment, może kluczowy w jej pracy. I jednymi z najmocniejszych jej zarzutów było przytoczenie miesiąca, gdy było dużo materiałów rozrywkowych i jedne poświęcony kulturze i temat poświęcony próbie zarejestrowania w ministerstwie administracji Kościoła Latającego Spaghetti. Rzecz w tym, że mowa o wydarzeniach ze stycznia 2013 roku. Jeżeli to były te najcięższego kalibru błędy to nie nazwałbym tego „miażdżącą krytyką".
Najpoważniejszy zarzut jest taki, że stabloidyzowałeś „Wiadomości”. Bo polityka krajowa była pokazywana jako bijatyka skłóconych polityków, na dobrą sprawę widz nie miał szans się zorientować o co im chodzi. Polityka zagraniczna - krótko i płytko, bo widz tego nie lubi i spada wtedy oglądalność. I wreszcie te tzw. „michałki” na koniec, czyli jakieś śmieszno-straszne felietoniki, by podnieść oglądalność. Dopiero prezes TVP Janusz Daszczyński kazał wam z tym skończyć.
- I od pół roku w "Wiadomościach" nie było jednego zabawnego tematu. Ale tak - wcześniej były. Był taki moment, parę lat temu, kiedy widownia "Wiadomości" cały czas spadała, traciliśmy wobec Polsatu i TVN. Zadaniem jakie nam postawiono było powstrzymanie spadku widowni, odwrócenie trendu.
I co z tego?
- "Wiadomości" nie powinny się ścigać z konkurencją. Ale program informacyjny telewizji publicznej powinien mieć jednak widzów, oczywiście trzymając pewien standard. Na pewno nie można walczyć o widza za wszelką cenę. Aczkolwiek myślenie, że wystarczy pokazać michałek i jeden kryminałek, żeby mieć widownię dużą jest myśleniem tyleż powiedziałbym prostackim, co naiwnym. Proszę zobaczyć, jaka jest widownia magazynów kryminalnych. Spora, ale nawet nie bardzo duża, to nie jest tak, że widzowie chcą to oglądać.
To po co te michałki? „Wiadomości” mają 27 minut a kilka traciliście na bzdety.
- Bo czasami pozwalały przełamać jakiś patos, fanfaronadę głównych newsów. "Lekkie" materiały są też w BBC, czy CNN. A zarzut, że mamy za mało dobrych materiałów o polityce zagranicznej? Od pół roku "Wiadomości" są już bardzo poważnym serwisem, w których jest wiele spraw międzynarodowych, często więcej niż spraw krajowych. Tak dziś wygląda świat.
Macie teraz mniej korespondentów niż przed laty.
- Mamy Rzym, Moskwę, Waszyngton, Berlin i Brukselę, nie jest tak źle. Nie mamy w Londynie, w Paryżu, ale do Paryża można dojechać z Brukseli. Nie mamy w Kijowie, na Ukrainie. Tam wysyłamy ekipy z Warszawy. Ale podobnie jest w mediach na całym świecie. Widziałem ostatnie opracowanie dotyczące mediów amerykańskich. Najwięcej korespondentów miały w roku 1989 r., gdy kończyła się zimna wojna. Potem było ich coraz, coraz mniej. Nie zmieniły tego nawet pierwsza i druga wojna w Zatoce.
Zarzut, że spłycaliście politykę krajową jest trudny do obrony.
- Trudny, ale odpowiedzialność jest mocno zbiorowa. Przez długi czas wielu z nas, w wielu różnych redakcjach wydawało się, że zaproszenie dwóch polityków z "wrogich" sobie partii to po pierwsze dowód obiektywizmu, bo każdy może przedstawić swój pogląd, a po drugie, spór, który widzowie z wypiekami na twarzy obejrzą. Oczywiście, że i takie programy są potrzebne, ale nie musi to być standard. I dziennikarz i widzowie o wiele więcej dowiedzą się z rozmowy jeden na jeden, niż z kłótni. One pokażą tylko, kto ma więcej temperamentu, a nie kto ma większą wiedzę, lub ciekawszy pomysł na Polskę.
To prawda, że chciałabyś być korespondentem TVP w Watykanie?
- Byłem nim jedenaście lat temu, to było wspaniałe doświadczenie zawodowe. Ale od tamtej pory z nikim, nigdy nie odbyłem żadnej rozmowy na ten temat. Nie wiem, jak ta plotka powstała.
Nie szkoda ci, że teraz przyjdzie Jacek Kurski i z „Wiadomości” zrobi wiadomości Jarosława Kaczyńskiego?
- Nie wiem, co zrobi. Póki jeszcze jestem szefem tego serwisu, mogę mówić o faktach.
źr:
http://wyborcza.pl/1,75478,19435902,pio ... locie.html