Aniu, a "Tydzień ma siedem dni nie znałaś"?
Guma Kaczor Donald faktycznie też u mnie była popularna, żuło się ją czasami, niektórzy tez kolekcjonowali te historyjki, byc może jeszcze niektóre mam, ale guma Turbo to było szaleństwo. Ta sprawa z rakotwórczością to była raczej bujda. Skutecznie zresztą ograniczyła popyt na tę gumę. Ja jadłem chyba nadal (w końcu obrazków brakowało), bo wszystkie takie zakupy gum i innych rzeczy były dokonywane samodzielnie na pobliskim targowisku podczas przerw lekcyjnych. Ta guma była firmy Kent i doszło do takiego kuriozum, że inne produkty tej firmy uważano za rakotwórcze, bo było napisane na opakowaniu "Kent".
Popularna też była guma HubbaBubba, ale nie związana z żadną kolekcją. Po prostu dla żucia i chyba ta guma jest produkowana do tej pory. Ale ja jej nie lubiłem.
Z rzeczy, które kupowaliśmy na targu to były tez takie gumy rozpuszczalne Center Shock w różnych smakach. Każda była w osobnym hermetycznym papierku. Charakteryzowały się tym, że w środku był potwornie kwaśny płyn. Bez wykrzywienia gęby nie dało się jej przeżuć
Moja mama nie dała rady jak ja zaskoczyłem takim cukierkiem. Znacie je? Największe rażenie miały jabłkowe
Popularne były także różnokolorowe cukiereczki pudrowe (w kształcie śrubek, nakrętek, kwadracików) oraz bardzo mocno miętowe cukierki Fisherman's Friend (była wersja zwykła (niebieska, strong (zielona), i extra strong (czarne) - też cieżko było wytrzymac, bo prawie wypalało. Reklamy tych cukierków widziałem kilka lat później na Eurosporcie, więc to taki produkt międzynarodowy i z górnej półki. Pudrówki kupowałem, ale Fishery nie, bo nigdy nie lubiłem mięty.
No i jeszcze Kinder nispodzianki z kolekcjami żółwików, pingwinków , kaczorków i innych. Czekolada po czasie z przesytu wędrowała do kosza, a szukało się figurek. Często jednak trafiało się na jakieś zabawki do złożenia. Akurat na to szkoda było mi pieniedzy i miałem co najwyżej kilka z kolekcji.
Koledzy jeszcze wpuścili sie w maliny ze zbieraniem Świata wiedzy. Kasy szło na to mnóstwo, a zdobywało się w polowych warunkach, poprzez bieganie po wszystkich okolicznych kioskach i dogadywanie się z kioskarzami.
No, ale nikt nie potwierdził zbieranie nalepek do albumu WWF Panda. Czyżbyście tego nie znali? Potem jeszcze były inne wersje albumów Panini - wojownicze żółwie ninja, transformersy, Barbie, My Little Pony itp. ale chyba popularności Pandy nic nie przebiło. W świetlicach i klubach osiedlowych spotykałi się starzy i młodzi w określony dzień tygodnia i wymieniali nalepkami cały wieczór albu zapełnić album.
I to chyba wszystkie totalne głupawki w okresie mojej podstawówki na punkcie produktów w czasie startującego kapitalizmu.